Pobudka
ciężka jak zawsze. Z gimnastyką nie było żadnego kłopotu.
Śniadanie było najprzyjemniejsze (były to
parówki między innymi).
Potem
sprzątanie pokoi i domków. Większość miała czysto, ale niektórzy...
Następnie była gawęda pana Piotra o gorączce
złota (czyli Gold Rush in English). Nas wszystkich ogarnęła od razu.
Polecieliśmy więc do lasu w poszukiwaniu złota. W drodze napotkaliśmy: szkielet
małej kuny, potrąconego przez samochód węża , ogromne mrowisko (wielkie roje
czerwonych mrówek) i parę
miliardów komarów. Pewne zwisające z drzew bibuły naprowadziły nas na
trop złota. Po mozolnym przedzieraniu się przez chaszcze (i odganianiu
wstrętnych komarów) wreszcie odnaleźliśmy skarb.
Po powrocie zafundowaliśmy sobie
kolejną lekcję angielskiego. Obiad dał nam wiele przyjemności. Podczas sjesty
zadzwoniliśmy do rodziców i kupiliśmy
parę rzeczy w sklepiku.
Po leżeniu brzuchem do góry zaczęła się akcja.
Niektórzy się opalali, a reszta wdała się w karkołomne sprawdziany sprawności
psychofizycznej: namacywanie gródek złota w wiadrze pełnym żabich odchodów,
turlanie się po szyszkach,
chodzenie sposobem lemura po slaku
i chodzenie po
bujającej się linie nad głębinami jeziora.
Ci, którzy przeszli zajęli się budowaniem zamków z piasku i tuneli wodnych.
Najciekawszym
zdarzeniem podczas kolacji było rozbicie kubka przez jedną
z
dziewczyn. Drugie miejsce zajęło rozlanie herbaty. Po kolacji zajęliśmy się klubami. To co Państwo
właśnie czytacie zostało napisane przez pewną piątkę z Reporters' Club.
Autorzy:
Filipina, Ola W., Zuzia K., Alicja W.
ale Wam zazdroszczę!!! I ogromnie się cieszę z uradowanej miny mojej Kowbojki :) mama Olgi
OdpowiedzUsuńSwietna kronika Kronikarze! Piszcie, piszcie, bo rodzice tesknia za swoimi kowbojami i kowbojkami, chyba bardziej niz oni za rodzicami ;)) czekamy na kolejne wydarzenia!
OdpowiedzUsuń