środa, 11 lipca 2012

Dzień Bandyty





Dziś pobudka nie była taka brutalna. Za to rozgrzewka dała nam w kość. 
Na śniadanie były jajka na twardo z miękkim środkiem. Sprzątanie, jak zwykle: krew, pot i łzy. Po tych męczarniach, „Uwaga dzieci, gawęda leci!”

Młodsze grupy, (odganiając się od komarów) spotkały trzy dziwne postacie, męczyły się z szyframi i zagadkami. 

W tym czasie starsze grupy wytężały ciężko umysły. 







A potem na odwrót. Na następny utęskniony posiłek dostaliśmy tradycyjnie zupę, znowu jarzynowa. Na drugie danie mięso z sosem oraz ziemniaki. Po obiedzie to, co zawsze po obiedzie. Potem całą hałastrą rzuciliśmy się do wody (niektórzy kręcili filmy). 

Znudzeni kąpielą mogli rozprostować karki na kajakach. Kiedy karki zostały rozprostowane, a znudzeni odnudzeni zaczęło się ostro – sprawność meksykanina (jedliśmy czosnek, imbir i cytrynę z chilli bez popitki). Za to popić można było barszczem na kolacji. Po zaspokojeniu głodu musieliśmy zaspokoić nasze umysły oglądając film „Rogate ranczo” (podskakujące krowy). Ostatnią idee zaspokoiliśmy klubami - właśnie czytacie twórczość klubu reporterów: Zosia, Wiki, Julia.Ch, Ola W., Milena.G, Pina




PS. W ciągu dnia przeszła nad Chatting Town przelotna burza. Zainspirowało to chłopców do budowania baz i odbywania poduszkowych pojedynków.






wtorek, 10 lipca 2012

Dzień Rodeo





Dzisiaj na rozgrzewce tańczyłyśmy kankana. Tym samym tanecznym krokiem poszłyśmy na śniadanie. Pofrunęłyśmy po parówki i owsiankę. Wszystko pyszne, ale ketchup za ostry...
I znowu miły pan Nikola dał nam konika. Zresztą, to nie żadna zmiana.


Potem z gawędy Pana Piotra wyszło, że mamy dzień rodeo.


Było  wiele trudnych konkurencji rodeowatych. Między innymi byk z hamaka napchany śpiworami.


















Leciało się z tego byka w dziesięć-piętnaście sekund na miękkie materace. Niektórzy podołali zgnieceniu jajka jedną ręką. Jeszcze były jakieś rowery zamiast rumaków,






rzucanie kłodą,






przeciąganie liny,












i przeróżne wyścigi.










Po Angliku poszliśmy na lunch. Na obiedzie było miło. Na sjeście dzwoniliśmy do naszych opiekuńczych i troskliwych rodziców oraz uczyliśmy się prać ręcznie.




 Dzień był piękny i słoneczny (czasem trochę wiało). Zjeżdżaliśmy brzuchem po folii jak pingwiny do jeziora.






Śmiesznie to wyglądało. Chodziliśmy po slacku nad wodą na stojąco i na lemura. Po całej tej wodzie i wszystkich wodnych szaleństwach naleśniki podane nam na kolację wyglądały bosko, potem przyszedł czas na sztukę filmową. Podczas kręcenia natknęliśmy się na ogromnego żuka.


Z pomalowanymi wąsami udawaliśmy twardzieli robiąc groźne miny. I tak dzień się skończył.




Zosia Os., Ola Wa., Julia Ch., Alicja P., Milena G.


PS. Zobaczcie jak pięknie prezentuje się nasze Chatting Town!











poniedziałek, 9 lipca 2012

Saloon Day




Dziś Saloon Day - nic więc dziwnego, że upłynął nam pod znakiem hazardu: wielkich wygranych i jeszcze większych bankructw (w końcu Saloon [prawie] zawsze wygrywa). Graliśmy m.in. w kości, oczko, bierki, trzy kubki, kółko i krzyżyk, backgammon, barbuta. Potem tradycyjnie angielski.




















Po obiedzie (galaretka z wisienkami na deser - mniam!) plażowaliśmy, czekała na nas nowa atrakcja - ślizg pingwina. Ile było przy tym emocji i radości (brzuchy są całe, zdrowe i niezdarte)!!!











Po intensywnym plażowaniu czekało na nas obozowe kino (Lucky Luke) i dokrętki filmowe.

Po kolacji (w tym pączki smażone przez panie kucharki) był bal z loterią fantową i mnóstwem zabaw: musical chairs, kisiel podawany na teleskopowej łyżce (na czas), macarena, odbijanie balonów na zabawne sposoby. Wszystkiemu towarzyszyła dobra muzyka i dźwięki pękających balonów.